sobota, 2 stycznia 2010

Tlen

Zaskoczyła mnie kolejka w Muranowie - czyli jest więcej świrów, którzy w Nowy Rok idą do kina... Co więcej - sala była nabita na maxa.

Zacna inauguracja kinowego sezonu 2010. Forma korzystająca z układu płyty, ale to tylko początek. Potem jest bardzo ciekawie, nowatorsko i zaskakująco. Hipnotycznie, transowo, muzycznie, językowo pokręcenie. (Pewnie banalnie, ale Masłowska wyskakuje gdzieś z boku i chichocze).

Rewelacyjna zabawa możliwościami technicznymi versus pomysł na układ filmu. No, facet, znaczy się Wyrypajew, ma wizję. Ciekawe co dalej. Ale nieczęsto ma się wrażenie obcowania w kinie ze sztuką przez naprawdę duże i wszechstronne ES. Żywa, multimedialna rzeźba, polimorficzna i rytmicznie wykrzykująca treść. Co do niej samej, to trochę za szybko jak na moje możliwości percepcji (zwłaszcza dzień po), a poza tym wolałbym przeczytać lub posłuchać parę razy, żeby się wgryźć. O ile warto.

Nie zachwycam się grą Karoliny Gruszki, choć miło jej się słucha, bo moim zdaniem nie musi wiele grać, głównie melorecytację uprawiać. A w niej natomiast bardzo korzystne wrażenie wywiera jej partner czyli Aleksiej Filimonow. Nie wiem, może jednak scena szukania się nawzajem w miastach świata jest wynikiem raczej gry niż montażu? Może.

Na pewno warto zaryzykować i zapoznać się z takim podejściem do materii filmowej. Ale trzeba mieć głowę trochę przewietrzoną albo chociaż oczekującą odświeżającego przeciągu. Może przelecieć i zniknąć, a może coś poprzestawiać.

Brak komentarzy: