czwartek, 26 sierpnia 2010

Incepcja

Po pierwsze: nie ma takiego słowa w języku polskim, no niestety, kalka i po co? Żeby ciemny lud od razu wiedział, że chodzi o TEN słynny film?

Po drugie: słynny film (już zanim powstał)?! Tylko to ciśnie mi się na usta: wiele hałasu o nic. Przerost formy (i famy) nad treścią.

I dalej: obsada a priori - bomba. Hmmm... Di Caprio lubię, gra tak, że z ciekawością się na niego patrzy. Cillian Murphy - ta twarz, ta demoniczno-psychotyczna twarz... Tyle dobrego.

Próbuje to wszystko być stylowe, metafizyczne, wieloznaczeniowe, a to nawet nie jest jakaś rewelacyjna rozrywka. Nawet takiej prostej osobie jak ja kompletnie nie sprawia trudności utrzymanie się w kilku warstwach naraz. Bo nie ma w nich zagwozdek, uników, zaników i prześwietleń oraz zaburzeń. I o matko moja! Te strzelaniny! A ja przecież lubię strzelaniny... Ale tu za każdym razem kłopoty = sieczka z broni palnej...

No i znaczący podkład dźwiękowy (tik tak), znaczące imię (u Wachowskich to Morfeusz COŚ znaczył), film o niczym. Ok - o niczym w porównaniu do tego, o czym rzekomo miał być, nowatorski, ważki itp.

Ciekawe czy będzie Incepcja 2 ? ;)

Na obronę (delikatną) niech będzie to - sugestywnie wpłynął na śnienie...

piątek, 20 sierpnia 2010

Poważny człowiek

Alem leniwy tego lata, a może aktywny inaczej po prostu?

Ostatni film Coenów jest z tych, które zostawiają w głowie absurdalne dialogi i scenki, parę śmiesznych puent do-powtarzania-sobie-między-tymi-co-widzieli (accept the mystery), no i jest rozrywką z klasą, zwłaszcza w czas (jedno z ulubionych teleekspresowych zwrotów) letniej kanikuły.

Wesoło, inteligentnie, przyjemnie.