niedziela, 24 stycznia 2010

Parnassus

The Imaginarium of Doctor Gilliam - to by wystarczyło za cały komentarz. Ogólnie nuda - byłoby to zdecydowanie ciekawsze, gdyby reżyser swoje wizje zrealizował w postaci np. 12 dziesięciominutowych dykteryjek. Robienie z tego historii nie wychodzi... Estetycznie miło się ogląda pod lupą płaty czołowe, korę mózgową i wszystkie te obszary, gdzie wyobraźnia i sny tańcują w czaszce pana pythonowca. Choćby jak rozpada się świat stworzony przez Tony'ego (tu już pod maską, tak bliski polskiemu sercu, Colin Farrel). Niemniej rozczarowałem się, bo spodziewałem się historii, a tu jest ona pomijalnym pretekstem do monstrualnej zabawy formą. Od Gilliama wymagam więcej. Szkoda. Zdarza się. [A po co się nastawiałeś, spodziewałeś matołku?]

Najciekawszą postacią i której z przyjemnością słuchałem to Nick, czyli chrzęszcząco-chrapiący Tom Waits. O - to było przyjemne doznanie i dla oka i dla ucha.

Brak komentarzy: