sobota, 9 stycznia 2010

Głód

Bardzo precyzyjne filmowanie, w znaczeniu braku zbędnych ujęć, elementów, szczegółów. Wiele pięknych kadrów (kolory, ostrość/nieostrość, kompozycja). Przełęczą w historii jest dialog głównego bohatera z księdzem przechodzący w monolog (przypowieść) w wykonaniu Bobby'ego Sandsa. Nie tylko konstrukcyjną odmianą, ale i rytmiczną.

Kwestię polityczną tylko tknę: system za czasów Maggie to oni mieli mega opresyjny. Jakoś tak nie bardzo wiedziałem, o co chodzi tym angielskim punkom, w tej nienawiści do królowej, taczerowej itd. Ogólnie ok - bunt wobec systemu. Ale to (her fascist regime) w tym filmie jest pokazane elegancko wypreparowane (oczywiście - zachowując wszystkie proporcje, bo to jednak IRA, Belfast i terroryzm, a nie błaznujący Johnny Rotten pod czujnym okiem Malcolma McLarena), łącznie z głosem Żelaznej Damy w tle. A jeszcze trzeba dodać do tego to, że u nas wręcz czczono ją na równi z Reaganem (niektórzy robią to do dziś: antykomunizm plus skuteczność). A wypaczenia? Jakie wypaczenia?! Przecież to demokracja. Żeby nikogo nie zmyliło: uwielbiam Irlandię, akcent, muzykę, ale nigdy nie miałem wątpliwości co do działań IRA. Niemniej warto wiedzieć więcej.

Tu mam trzy wtręty:
- dla ludzi z naszego bloku, a z Polski zwłaszcza, z Przesłuchaniem, ale i oczywiście całą historią więzienia bohaterów wojennych - żołnierzy AK itd., tego typu motywy funkcjonowania państwa policyjno-opresyjnego nie są niczym nowym (niestety), ale rzeczywiście, że w demokracji to się działo...
- byliśmy za kurtyną z żelaza, inne media, inne czasy... Podejrzewam, że nawet bez kurtyny jednak te informacje nie docierałyby do nas wówczas tak łatwo, jak relacje z Guantanamo czy Abu Ghraib. 2010 - jesteśmy już po Abu Ghraib.
- patrząc z perspektywy świadomego odbioru kina od 19 lat, a i tak zdaję sobie sprawę z braków w wykształceniu, ta historia mnie nie zaskakuje i zastanawiam się, jakie obrazy brutalności, poniżenia, brudu są mnie jeszcze w stanie zaskoczyć. Prawdę powiedziawszy (napisawszy) - wolę nie wiedzieć i nie zajmuje mi czasu wyobrażanie sobie takich scen. Nie. I tak coś się pojawi, nie wątpię. Pewnie jakbym to obejrzał w wieku 17 lat, to byłbym bardzo wstrząśnięty, a tu chyba doświadczenie i świadomość nakładają miękki ekran wyciszający. Choć przecież taki Haneke wjeżdża mi prosto w trzewia - właśnie, właśnie, nie mam jeszcze zasklepionej duszy (kwestia różnic w asortymencie używanych narzędzi w szopie pana McQueena'a i pana Haneke).

O kwestiach mesjanistycznych w filmie nie będzie nic. Proszę czytać u innych. O głodzie też.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

http://www.youtube.com/watch?v=iVKzfGyZTyo