sobota, 27 grudnia 2008

wola, dzielnica znaczy

dziś leniwie - zapraszam do obejrzenia filmu
nie tylko po znajomości (za sterami Przemek Kondraciuk)

bardzo warszawska dzielnica
wojna trwa - i symbolicznie, i nieporuszenie
nowoczesność - co krok, świeża i wtórna też
ludzie - imigranci (krajowi i zagraniczni), zwyklersi i malowniczo folklorystyczni lokalersi

a temat filmu zupełnie inny (?) - szczęście

http://art.wola.waw.pl/page/index.php?str=910

niedziela, 21 grudnia 2008

33 sceny z życia

no zobaczyłem, w zeszły piątek
pełna sala w feminie, zaciekawienie
film ogólnie obeznany i opisany - śmierć
a wg mnie to film o miłości, a w zasadzie jej braku
rodzicielskiej, partnerskiej, tej na co dzień
jak to powiedziała E. - film na plus
bo to dobry film jest
a dla A. która bardzo wybredna jest - kompletny
że brak poczucia tragizmu? smutku w obliczu śmierci?
nie do końca, po prostu obserwacja
nie wszyscy muszą okazywać cierpienie, za to mamy odniesienie do śmierci najbliższej
tej która dała Ci życie
to może prowokować dezorientację
absolutnie nieszablonowa, ale z gruntu prawdziwa rejestracja
nie mój film favorito, ale dobre polskie kino

wtorek, 2 grudnia 2008

ostatni seans filmowy



Tak, to było wczoraj (a właściwie już przed) - 30.11.2008, godz. 20.00: ostatni pokaz w Iluzjonie - Stolicy. Od stycznia kontynuacja w sali Biblioteki Narodowej, niby powrót na Narbutta za 3 lata, ale co się wydarzy w międzyczasie? Wybór filmu jasny, atmosfera trochę podniosła, smutno i poważnie. Zdjęcia, nerwowe rozmowy... Wybrałem 8 rząd miejsce 12 - zawsze moje ulubione :) Choć muszę przyznać, że akurat w tym Iluzjonie nie bywałem zbyt często. Nie to co Śląsk czy Polonia (w ramach Małego Iluzjonu rodzice chodzili z nami non-stop - karnety na każdy miesiąc). Śląsk za to był niejako początkiem wejścia w kino na innym poziomie - cykl z lutego 1991 : Buntownicy w kinie (sprawdzę nazwę - mam gdzieś program). I od tego czasu już nic nie było takie same. Dziki, Buntownik bez powodu, Jeżeli... i parę innych. A niesamowity przegląd Monty Pythona chyba w kwietniu 1992? Kilometrowe kolejki po bilety, nabita sala, spotkanie z Terrym Jonesem - nostalgia ogarnia powabnie...
Wracając do wczoraj - sam film jest świetny, 37 lat od premiery, a przedstawienie atmosfery małego teksańskiego miasteczka (świata samego w sobie), zapętlających się ponadczasowych wzorców relacji międzyludzkich nie traci nic na świeżości. Dobra gra aktorska (m.in. Jeff Bridges), czarno-biała taśma, ale i nowatorskie rozwiązania (szczegół - miotła w scenie śmierci Billyego). Magia prostej historii kinowej.
I tak to było w tym Iluzjonie na "Ostatnim seansie filmowym"...
PS. zdjęcie sprzed projekcji - sala była prawie pełna.