środa, 11 marca 2015

body / ciało

Kiedyś wydawało mi się to niemożliwe, takie rzadkie wizyty w kinie... Częściej chodzę na Pingwiny i SpongeBoby (które lubię bardzo) niż na cokolwiek innego... Dojrzały wiek, inne priorytety, wyjazdy...

Szumowską nową chciałem zobaczyć. Cenię ją, choć nie lubię jak się o niej mówi Małgośka czy Gośka, irytuje mnie jej sposób wypowiedzi, ale to wywiady mówione, inaczej pisane, a jeszcze inaczej przez film. (Dawno nie pisałem, więc sobie popiszę dyrdymały, mogę.)

Z przyjemnością oglądałem Ostaszewską i Gajosa (no i doktora Woronowicza oczywiście), Warszawę, zakończenie. To film w stylu light, z otwartym zakończeniem, z uniwersalną historią, mgiełkowaty tajemnicą. Brak mi doświadczenia widzowego, ale moim zdaniem pani reżyser składa kolejne obrazki wyjątkowo sprawnie (wyjątkowo wobec przeciętności ogólnoreżyserskiej). Ale to chyba za tę sprawność nagroda w Berlinie. Tak to widziałem w sali kinowej.

Jestem bardziej z opcji "szkiełko i oko", tak jak pan prokurator, a tu nie trzeba ducha zobaczyć, żeby się okazało, że nie wszystko poddaje się rozumowi np. zmartwychwstanie wisielca pijaka.

Film nie poruszył aż tak, żeby coś więcej wycisnąć, poza tym palce i mózg zmatowiały... Ale jestem na tak, a np. "Sponsoring" byłem na nie.

Na marginesie, dla podtrzymania razgawora - czytam "Zero zero zero" Saviano, przeczytałem właśnie "Ameksykę" Vulliamy'ego, wróciłem z Meksyku i niejako na bazie tego odpaliłem na dvd Ojca chrzestnego. Tak, to truizm, historia się powtarza - aż się prosi o współczesny remake z akcją osadzoną w Meksyku. Treść, role - w zasadzie bez zmian. 70 lat później, tylko wpływ obecnie globalniejszy...