czwartek, 31 grudnia 2009

Millennium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet

Proszę Państwa!

Koniec, koniec, koniec (dla tych co przywiązani do cyferek). A ja na zakończenie wybrałem Millennium.... Nie mogę porównać z książką, ale tym chętniej ją przeczytam, zwłaszcza że przyniósł mi ją ktoś z pierwszą gwiazdką (na marginesie: gruba, ale po Łaskawych nic mnie nie przestraszy...).

Przyjemność z oglądania filmu - ogromna. Świetny kryminał, wyborne duo głównych postaci, a czoła chylę przed mścicielką Lisbeth (no nie żeby ś.p. Łomnicki, ale z krwi i kości, zwłaszcza z krwi). Dotknięcie zła, seryjny morderca - jak odświeżające podejście, gdyż albowiem nie po los andżelińsku. Sportretowanie okrucieństwa, nie epatując, ale na tyle dosadnie, na ile trzeba, uzasadnione. Szwedzkie krajobrazy, melodia języka (właściwie stukot) - to kolejne atuty. Do tego zalety (i nie) internetu, rola fotografii - wielcem usatysfakcjonowany z takiego akcentu końcowego Anno Domini 2009.

Do siego, do siego!

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Dom Zły

Poszedłem dwa razy. Za pierwszym na dworze ten mróz minus piętnaście, więc idealnie wpasowywał w klimat, zwłaszcza w początek. Drugi raz już po świętach, kiedy śniegu nie było, wręcz prawie wiosna.

Wszyscy mówili, że film wbija w fotel, wali między oczy itd. No rzeczywiście mocny, ale większe wrażenie, mocniejsze wywrócenie jelit i mózgu miałem po Weselu. Może dlatego, że tamten był pierwszy?

W każdym razie po pierwszym seansie musiałem się napić, o tak, te ilości wódy, które przelewają się przez ekran powalają i zachęcają. Poza tym odebrałem wszystko raczej emocjami (silnymi, z nerwami na wierzchu), skupiłem się na historii (wciągającej). Natomiast za drugim rozkoszowałem się genialną konstrukcją, narracją z trzech, a może nawet więcej kamer (perspektyw), policzmy: najpierw historia Edwarda do wyjazdu w Bieszczady, oczywiście sama noc z Dziabasami, opowieść Zdziśka o pożarach (niby jedna, ale można rozbić na trzy), wizja lokalna, nagrywanie tejże. No to w sumie więcej. Przechodzenie między narracjami - klasa światowa, scenariuszowy majstersztyk.

Galeria postaci do rozpisania na wiele stron. Wiele dzieje się w kadrze, ale na drugim planie i dopiero po jakimś czasie możemy mniej więcej wywnioskować, o czym oni rozmawiali.

Jeśli chodzi również o pokazanie zainfekowania nas komunizmem, to wszystko skupione w soczewce, prawdziwe, do bólu i nie można zapomnieć, że wiele z tych postaci żyje sobie do dziś, nie zapłaciwszy za przeszłość. Pewnie taki prokurator, taki kacyk partyjny... Zresztą - świetny epizod z kawałkiem Dezertera - Spytaj milicjanta. I ta jego prostacka radość z tekstu - bezbłędna.

Symbolika narodzin, mimo całego syfu i nota bene zła, to m.in. nowe otwarcie (my już wiemy, że to dziecko komuny pamiętać nie będzie) i nowy rozdział. Choć ta scena nie bardzo mi zapada w pamięć jak ta, kiedy Dziabas siedzi z siekierą na łóżku zamordowanego syna: najpierw w ciemnościach, po czym cięcie i już jest dzień, a krew lekko zaschła, błoto też i światło dnia obnaża to bez tej nocnej zasłony...
A dwie kolejne to dwie śmierci, dwa mgnienia, bez zapowiedzi (w warstwie wizualnej): Bożeny Dziabas i Grażyny Środoń. To jest mocne.

To tak syntetycznie, bo można by jeszcze paru rozkminek dokonać.

Film świetny. Chyba najlepszy w tym roku, choć (ten typ tak ma) muszę zajrzeć do notatek ;)

ps. ciekawostka: Katarzyna Cynke gra dwie role w filmie. Ktoś zauważył? Bo mi dopiero na początku drugiego seansu coś zaczęło świtać, jak pomyślałem, że szkoda tej aktorki, co gra Grażynę Środoń, że praktycznie nie widać jej, nie ma czasu na rozegranie się i tak przyglądałem się jej twarzy... Zaczekałem na napisy końcowe i tak! To ona: milicjantka Maria Lisowska (w ciąży, z kim - to inny znak zapytania)! Zdziwiłem się, bo zarówno na filmwebie jak i na stopklatce oraz jeszcze w paru portalach w informacji o obsadzie jest tylko wymieniona w roli Lisowskiej. Umiera i daje życie - ciekawe, nieprawdaż?

ps.2: aha, nie spodziewałem się, choć może powinienem - na imdb jest wymieniona poprawnie tj. w obu rolach.

piątek, 25 grudnia 2009

Galerianki

Film zobaczyłem dopiero co, dawno od premiery. Temat opisany w prasie, kontrowersyjny, więc w zasadzie wiedziałem, co zobaczę. Ale jak to jest z trendami, zwłaszcza jak się wpadnie w koleiny, to na szczęście spotkało mnie małe zaskoczenie. Prostytucja za gadżety - owszem tak, to oczywiste, podane na tacy. Jest tam jednak też trochę szerzej.

Po pierwsze (nie najważniejsze) jest historia miłosna nastolatków, z tragediami, nieporozumieniami, przesadną wrażliwością na to co powiedzą inni, zwłaszcza rówieśnicy. Czy ciekawa? Mało raczej, ale niezauważenie jej i skupienie się tylko na sprzedawaniu się młodych dziewczyn, to ograniczenie w odbiorze.

Natomiast dużo ciekawsza jest inna kwestia. Oprócz lekarki, która diagnozuje ciążę u jednej z bohaterek, nie ma tam dobrych, ciepłych, pozytywnych postaci dorosłych, ZAINTERESOWANYCH zrozumieniem świata dzieciaków. To jest istotna i niestety bardzo prawdziwa od najmłodszych lat obserwacja. A potem nagle szok, że zachowują się w taki czy inny sposób. Banalne - lata zaniedbań zgodnie z zasadą dzieci i ryby głosu nie mają i cześć pieśni. A potem załamywanie rąk, że niewdzięczne, okropne, przerzucanie odpowiedzialności ze szkoły na rodziców... Już nie mówię o katolickiej wszechpolskiej wierze i tradycji, które wolą grzmieć i potępiać niż zrozumieć i rozmawiać.

Poza tym - ten świat nastolatków, nie mówię, że wszystkich, bo nie, ale części tak, jest koszmarny: wyobcowani, okrutni, skupieni na rywalizacji, gdzie status ekonomiczny jest mega ważny i im szybciej osiągnięty wyższy, tym lepiej. Współczuję dzieciakom. To jest hardcore.

Muzyka O.S.T.R.ego oraz wstawki plakatowo-wrzutowe grupy TWOŻYWO - frapujące, wyróżniające.

Zatrzymanie w kadrze na końcu filmu twarzy zmywającej makijaż plus napisy: to może być prosty zabieg pokazujący, że bohaterka się zmienia, rozstaje z poprzednią maską, ale też autotematycznie - przedstawienie się skończyło, gasimy światło, aktorzy do garderoby, dziękujemy za uwagę.

PS. Wesołych Świąt!

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Rewers

Przyszła ta chwila, że trzeba napisać o "Rewersie". Stylowy. Te słowa napisałem parę dni temu. I tak mi zostało. W zasadzie to jest myśl, która towarzyszyła mi przez cały film. Bawiłem się świetnie (właśnie - bawiłem, w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu), a nie wiedząc o czym jest film, spodziewałem się czegoś bardzo poważnego. Wszystkie nagrody, peany itp. itd. sprawiły, że spodziewałem się filmu z tym czymś. A tu zaskoczenie - rozrywka na wysokim poziomie, aktorsko i technicznie super (zwłaszcza technicznie). Stylowo wysmakowany, dowcipny, oczywiście (bo Bart) dopracowany scenariusz.

Aha i druga, niejako pochodna, myśl - komiksowy. Scena kiedy Bronisław poznaje Sabinę - a la "Sin City". Aż prawie widziałem podrasowanie kreską ciach ciach.

Trzecia, już niepochodna (chociaż?) - ucieszyła mnie informacja w napisach końcowych: film w całości zrealizowany w Warszawie :) Hołd dla miasta.

Ok, jeszcze czwarta - początek ze światłem z projektora na widownię, na mnie, widza. Dla mnie to stąd tytuł. Odwrócenie sytuacji, przejście przez lustro.

ps. Gwoli wyjaśnienia - przed pójściem na film nie czytam recenzji, opisów itp. i zazwyczaj udaje mi się nie wiedzieć o czym jest film. To bardzo miłe uczucie, ekscytujące oczekiwanie na historię i obrazy. Tu wiedziałem tylko, że częściowo dzieje się w latach 50.

środa, 9 grudnia 2009

miami vice

żyję, żyję, byłem w delegacji ;)

w ramach przerywnika przed jakimiś (mam nadzieję) smakowitymi kąskami - przekąska.

jeden z ulubionych seriali, jeden z ulubionych (klimatycznie) filmów i jedna z ulubionych ścieżek dźwiękowych.



a na deser goldfrapp (z tejże ścieżki of kors)

enjoy folks!