poniedziałek, 8 marca 2010

Sherlock Holmes

Dobra rozrywka na sobotnie popołudnie. Cieszy forma reżysera, jak i odtwórcy głównej roli. Pierwszego oczywiście cenię za Przekręt, drugiego za Natural Born Killers. Guy Ritchie i Robert Downey Jr dobrze się bawili i do formy wrócili. Co cieszy, bo talentami chłopaki obdarzeni, ale ostatnio to raczej było słychać o znanej żonie (ex-żonie), narkotykach, alkoholu i innych uroczych przypadłościach.

Film, jakże by nie, stylowy - ach, czego to teraz nie można z taką techniką powyprawiać...

Osobiście z Sherlockich wolę historie, gdzie więcej dedukcji, logiki, efektów wynikających z wnikliwej analizy, a mniej czarnej magii. Ale miło było.

ps. OSKARY: trudno się rzetelnie wypowiedzieć, bo obejrzenia Hurt Locker'a dystrybutor nie ułatwił, na Avatara do IMAX'a się wybieram i wybieram i wybieram, pozostałych filmów ani widu ani słychu. Tylko oczywiście Niemiec z Bękartów znany. Aha - i wiem też, że filmem The Cove (nagroda dla dokumentu) zachwycał się Henry Rollins (co dla mnie jest znakiem jakości ;), a film jest w programie majowego Planete Doc.Review .

Brak komentarzy: