środa, 24 marca 2010

Hiszpanie w Warszawie (i nie tylko) odc. 1

Trwa 10. edycja TKH.

Widziałem dwa filmy.

Jeden słaby, drugi bardzo słaby (choć wiem, że uznawany za arcydzieło - dla hiszpańskojęzycznych - tu więcej).

1. 3:19*

Historia trzech młodych przyjaciół z których jeden (Ilan) umiera na raka. Motyw przedstawiony, zwłaszcza jak na nasze realia, momentami wręcz obrazoburczo - vide picie wody z prochami bohatera przez los przeznaczoną mu (?) dziewczynę. Zresztą wokół tego motywu kręci się ten film, ale za dużo łopatologicznego zwracania uwagi na przeznaczenie. Choć reżyser podpiera się (w miarę zręcznie) cytatami z Nieznośnej lekkości bytu Milana Kundery** i interesującą animacją (fajna kreska) o życiu XIX-wiecznego matematyka Evariste'a Galois, ocena filmu, jako rzekłem - słabo.

Prace Galois, docenione pośmiertnie, są uznawane za prekursorskie w dziedzinie teorii grup, jednej z obecnie głównych gałęzi algebry. M.in. wykorzystuje się ją w genetyce - i tu właśnie było nawiązanie do filmu: austriacki biolog dzięki niej wykazywał, że (w wielkim skrócie) to co podobne przyciąga się i nawet w wielkim, zróżnicowanym zbiorze, takie elementy się odnajdują. Teoria i sam Galois stanowili również temat pracy magisterskiej Lisy (rzeczonej wybranki losu Ilana) - tak wyjaśnia się, przez większą część filmu niezrozumiała, wspólnota animacji o Galois i historii Ilana & co. .

Nie to żebym się wymądrzał, wręcz przeciwnie - właśnie poczułem jaki jestem bezradny i jak daleko odszedłem od matematyki, która przez wiele lat mi towarzyszyła. Szczerze? Zatęskniłem za radością rozwiązywania równań... Serio.

Zabiegi scenariuszowe z przeskakiwaniem w czasie ciekawe, ale nie jakieś bardzo. Sprawne, ok.

Akcja dzieje się w Walencji, a ja ze swoim skrętem na Iberów mogę się wgapiać w ekran ze zdjęciami stamtąd bez chwili wytchnienia... Zboczenie, wiem.

* Księga Rodzaju - i tak na końcu czeka nas proch, pył i mgła.
** "...czy wydarzenie nie jest tym bardziej znaczące i wyjątkowe, im więcej potrzeba było przypadków, aby mogło nastąpić? Tylko przypadek może wyglądać jak wysłannik losu. To, co jest nieuchronne, czego się spodziewamy, co powtarza się codziennie, jest nieme. Tylko przypadek do nas przemawia."

2. W budowie

Bardzo słaby i gdyby nie to, że dotyczy ukochanej Barcelony, a w szczególności przebudowy placu Raval, gdzie nie raz*** jedliśmy kebaby i popijaliśmy piwko, a rozmowy głównie kręciły się wokół barw blaugrana (o życiu też było, zresztą - te kolory jak najbardziej radość życia poprawiają), to miałkie to. Dokumentalna obserwacja ingerencji w życie dzielnicy, destrukcja starego i budowa nowego plus rozmowy i postacie wokół - wszystko to można przekuć w jakieś porównania, jest sporo filozujących tekstów prostych ludzi na ważkie tematy itd. Ale nudzi. Jedna postać, Antonia - starego marynarza, wyróżnia się i wywołuje autentyczny śmiech i zainteresowanie, przywołuje na myśl dialogi/monologi spomiędzy Lyncha, Jarmuscha i Tarantino. Jest jeszcze Abdel Aziz - marokański murarz, rewolucyjny poeta i filozof, który zaczyna każdy dzień od odśpiewania "Międzynarodówki". Poza tym - za długo.

*** Uspokajam purystów językowych - ponieważ akcent pada na raz, pisownia jest poprawna.

2 komentarze:

przypadkowo pisze...

a ja widziałam dwa i obydwa uważam za co najmniej dobre: "Podwójne życie Andresa Rabadana" i "Kobietę bez fortepianu" - pierwszy o niebo lepszy niż drugi, w dodatku wywołał wielką dyskusję o systemie penitecjarnym w Hiszpanii i miło sie wrażenie, że naprawdę czemuś służą te festiwale.

mr. ozu pisze...

niestety wybrałem filmy głównie pod kątem 'dostępności godzinowej' no i nie trafiłem... a takie przeglądy służą jak najbardziej - np. żeby nie ograniczać znajomości kinematografii hiszpańskiej do Almodovara, Saury itp. (między innymi oczywiście)