poniedziałek, 29 marca 2010

Wyspa tajemnic

Jakiś ten zeszły tydzień kinowo pechowy... No, może nie powinienem zrzucać na pecha, przecież wyborów dokonywałem świadomie. A że tak się ułożyło...

Zorientowałem się, że są tacy, których ten film zachwyca, i tacy dla których to porażka reżysera.

Mnie nowy film Scorsese nie zmusił do intelektualnej gry, ani nie postraszył. Irytowały mnie sny, reminiscencje wojenne i nie tylko. Chciałbym wierzyć (trzeba by się twórcy zapytać), że pewna niechlujność w montażu, to zamierzony efekt (a la błąd w matriksie). Od pewnego momentu przestało mnie intrygować rozwiązanie, a forma przerosła treść.

Za każdym razem gdy w kinie spędzam ponad 2 godziny i się nie nudzę, a mam jednak poczucie, że na słabym filmie byłem, zastanawiam się, czy to tylko sprawny rzemieślnik z Hollywood tak potrafi? Bo zdarza się to tylko na produkcjach zza oceanu. A może zahipnotyzowanie bajaniem?

ps. wychodząc z kina usłyszałem, jak Pewna Pani, dziiiwnej aparycji, zwróciła się do Pana z dziiiwną aparycją, lekko się śmiejąc: eee tam, ja to się przez 15 lat w Tworkach na takich napatrzyłam...

Brak komentarzy: