poniedziałek, 16 listopada 2009

Sputnik i nie tylko

Jest taki festiwal filmów rosyjskich - jego 3. edycja właśnie dobiegła końca. Skorzystałem z akredytacji (dzięki K&M) tylko dwa razy, ale to były ciekawe filmy.

Najpierw BRAT - film, który w kinach mnie ominął. Rzeczywistość noworosyjska, gangsterska, taka, jaką sobie wyobrażamy w krajobrazie Sankt Petersburga (Piter - jak mówią bohaterowie). Brudnego, pełnego liszaji na ścianach, gdzieś tam na dalszym planie złote kopuły i odnowione zabytki. Historia dotykająca post-wojennych (Czeczenia) konotacji, tworzących się (istniejących) klimatów biznesowo-bandyckich. Pokazana z pierwszej ręki, quasi-dokumentalna. Tragizm przeznaczenia (taaa), ale ja przede wszystkim zostanę z dwoma elementami: fascynacja muzyką u młodszego brata i zabijanie bez rozterek. Mnie z kolei fascynuje w filmach pokazywanie pozbawiania życia bez rozterek, wahań, na raz. Nie chodzi mi o aspekt ludzki (ciekawe, bo przecież giną ludzie), ale jak to jest przedstawione. Prosty, krótki, banalny akt i nie ma świata. Wycieramy krew, ćwiartujemy zwłoki i już. Zadaniowo.

Drugi to MORFINA - 1917 rok, najpierw gdzieś daleko rewolucja, na zaśnieżonych pustkowiach rosyjskiej prowincji szpital (szpitalik w zasadzie). Młody lekarz, doświadczony tylko w amputacjach, przyjeżdża by świadczyć usługi wszelakie. Tu trzy elementy (dziś tak na wyliczanie mi się zebrało).

1. Uzależnienie - niby w kontekście historyczno-geograficznym, a przecież tak uniwersalne. Kiedy przed salą zobaczyłem autora 'Wszyscy jesteśmy Chrystusami' pomyślałem, że to fajne, że chodzi na 'ciekawe' kino. I dopiero w trakcie filmu zrozumiałem jego wybór seansu...

2. Niejeden horror gore jest bardziej soft niż trzy sceny z filmu: amputacja nogi - najpierw widok poszarpanej skóry, mięśni i połamanych nóg (kamera nie ucieka), a potem piłowanie i widok nogi po zabiegu - przekrój kości udowej, jak u rzeźnika w sklepie (skojarzenie z wędzonym udkiem kurczaka... nie, nie jestem chory - ot, takie luźne skojarzenie); tracheotomia u małej dziewczynki i poparzeni pacjenci. Mocne. Aż dziwne, że nikt nie wyszedł. Chyba czasy się zmieniły, bo pamiętam przedpremierowy pokaz 'Reservoir Dogs' w Atlanticu (jeszcze przed remontem, chyba 1993 to był? Pamiętasz Radziu?), gdzie podczas sceny ucinania ucha (w rytm 'Stuck In The Middle With You') połowa ludu wyszła, trzaskając głośno (bo to stare fotele były) fotelami.

3. Rewolucja jednak dopada i prowincję, pojawia się powoli, znienacka, ale jak wkracza ze swoją bezceremonialną butą i pewnością niesionego sztandaru, to jest krwawo i strasznie. Dobrze pokazana w soczewce ta jej zwykłość, codzienność, wpływ na zastany porządek.

PS. Jak to jest, że ludzie w kinie znowu się śmiali nie w tych momentach co ja? Pierwszy raz poczułem ten dysonans, brak kontaktu z bracią na widowni, lat temu 15, na seansie w Iluzjonie-Śląsku, oglądając 'Blue Velvet'. Kiedy Isabella Rossellini krąży naga, w szoku, ja byłem totalnie zmrożony, a publika wyła...

Brak komentarzy: