niedziela, 8 listopada 2009

Biała wstążka

Szanowny Panie Michale,

Jest Pan jedynym obecnie znanym mi i odbieranym reżyserem, który potrafi wcisnąć swoje pięści, obłożone różnymi dziwnymi elektrodami, we wnętrze mojego żołądka, zakręcić jelitami i na dodatek ostro posmarować piri-piri te ostatnie zwoje mózgowe, które jeszcze nie zmartwiały od alkoholu.

Po środowym seansie w pałacowych wnętrzach mój mózg domagał się oczyszczającego wymiotu. Nie dostał go, o nie. Wszystko pokręciło się po synapsach i znając podświadomość (ha, cóż za odważne stwierdzenie), będzie się nadal kręciło. Mimo niewymownej chęci wyjścia (czego nigdy, podkreślam - nigdy nie czynię), nie tylko zostałem w fotelu, ale chciałbym Pana film zobaczyć ponownie. Czy jestem masochistą, zapytuje Pan? Nie, nie, po trzykroć nie. Po prostu hipnotyczna, perwersyjna przyjemność, może post-przyjemność, to powoduje. Powiem tylko o obrazach, rytmie i melodii perfekcyjnego języka germańskiego oprawcy. I nic więcej.

Trochę jeszcze o przemocy - to jest jak miła rozmowa, miłe spotkanie, gdzie już na początku powinno mi przemknąć przez tę pustkę zwaną głową, ale nie przemyka, bo to takie miasto bez podejrzeń... I brak reakcji - uwalnia dalsze wydarzenia. Ale w taki sposób, że dialog trwa, a interlokutor wyciąga, całkiem postrzeżenie, nie-mimo-chodem, swoje chirurgicznie aseptyczne, brzytwowo-skalpelowe dłonie, którymi niby od niechcenia głaszcze mnie, tudzież przypadkowo smaga (ALE JA NIE WIEM, ŻE SMAGA) tak, że moje eleganckie biało-brazylijskie wdzianko (lniana koszula i takież spodnie) i plażowy piasek na którym stoimy sącząc whisky w południe, nagle wybuchają (banalnie, wiem) PURPURĄ, królewską, pulsującą, lwią krwią...

No cóż, ciekaw jestem Białej wstążki 2 (dla mnie dwa), choć nie wiem, kiedy to może nastąpić - rzadko chadzam dwa razy na ten sam film (ostatni raz to chyba były Oczy szeroko zamknięte, jakiś 1999?). Niemniej poinformuję Pana w osobnej korespondencji o moich wrażeniach.

Z poważaniem,

Życzliwy

Brak komentarzy: