niedziela, 15 lutego 2009

Ciekawy przypadek Benjamina Buttona

Miałem takie niejasne, przelotne uczucie na samym początku projekcji, takie lekko niepokojące, że te tłumy nominacji, jakieś nagrody, to dużo za dużo, albo mi nie po drodze. A niepokój wzbudziła rewelacyjna czołówka z logo Warner Bros. powstającego z guzików, naprawdę super. To irracjonalnie, ale intuicyjnie podpowiedziało mi, że filmowi będzie trudno przekroczyć ten poziom. (Na co to ludzie uwagi nie zwracają, dżizas!)

Pomysł przedstawiony w opowiadaniu Francisa Scotta Fitzgeralda jest niewątpliwie filmowy i czekał tylko na dzisiejsze możliwości techniczne, by trafić na ekrany. Ok. Ogląda się to przyjemnie, sprawne kino, prawie 3 godziny w fotelu minęły raczej lekko, ale jednak w pewnym momencie pojawiła się irytacja i nuda. To drugie odczucie - bo nic nie zaskakiwało i nie miało już zaskoczyć, wciąż pulsowało mi w głowie: po co ten film? A forma, efekty nie potrafiły tego zatrzeć. Tym bardziej gra aktorska - przyzwoicie i w porządku. I tyle. W przypadku Brada P. nie bardzo wiedziałem, w którym momencie włączył się w postać, a kiedy skończyła się animacja (co dobrze świadczy o efektach ale nie o grze aktora).

A pierwsze uczucie polega na: przecież to są jakieś popłuczyny po Forreście Gumpie, Amelii, a nawet Titaniku i pewnie jeszcze paru! Wtórność, panie Fincher, wtórność. Szkoda, bo akurat po nim się tego nie spodziewałem. Sprzedawanie prostych, wręcz naiwnych prawd życiowych, które w Gumpie było świeże i spójne, tu wnerwia, wykręca z fotela. Całość rozczarowuje.

W kwestii praktycznej - idąc do kina Atlantic (łorsoł of kors), zwłaszcza w godzinach gęstych kolejek, warto wcześniej zarezerwować bilet tu. Osobna kolejka jak do odprawy w klasie biznes. Lubimy to.
Taka dobra rada na niedzielny wieczór od dobrego wujka.
Nie zawsze dobrego.

2 komentarze:

Gregorio Wuwa pisze...

Uff dla identycznych przeczuc nie mialem ochoty na ten film...

mr. ozu pisze...

uratowałem Ci 3 godziny życia, hermanito ;)